Wczytuję dane...

Normalny mówią pies, nieprawda, coś w nim jest

Normalny mówią pies, nieprawda, coś w nim jest

Temat marzeń jest nieskończony. Nie ma chyba na świecie człowieka, który nie miałby marzeń. Nawet jeśli nam, tym z boku, wydaje się, że ktoś ma wszystko, to nic bardziej mylnego – ta osoba też ma marzenia. Jedni marzą o super aucie, inni o świetnej pracy, są tacy co marzą o wielkiej miłości, wakacjach zagranicznych, wygranej w totka, albo o zdrowiu. Te wszystkie plany, pragnienia, marzenia coraz częściej są wygórowane, można odnieść wrażenie, że wciąż nam mało, że chcemy więcej, nie potrafimy zadowolić się tym co mamy. Czasem nie doceniamy.

Z dziećmi jest inaczej. Im niewiele potrzeba do szczęścia, a my mierząc ich swoją miarą wymyślamy dla nich niestworzone rzeczy. Dzieci nie marzą o drogich zabawkach, markowych ciuchach, czy wakacjach all inclusive. Rumienią się ze szczęścia, gdy tato zrobi dla nich samolot ze zwykłej kartki papieru, albo gitarę z opakowania po pizzy, wyblaknięta koszulka ze Strażakiem Samem po starszym kuzynie wywoła wielki uśmiech na jego twarzy, a szczytem radości będzie spacer z rodzicami do Żabki po lody na patyku.

Jeszcze nigdy Tomek nie cieszył się z nowego auta bardziej niż z układania z tatą klocków Lego, robienia ze mną wycinanek, albo ze zwykłego kulania się po łóżku w leniwy niedzielny poranek. Gdy pytam go, co chciałby dostać na urodziny, odpowiada, że tort :) a ja wiem, że nie musi to być jakiś idealny artystyczny z cukierni, ale może być taki słabo wyglądający, byle upieczony wspólnymi siłami. To takie słodkie, piękne i ujmujące za serce tematy, w sam raz na bloga parentingowego.

Mogłabym się tak wymądrzać w nieskończoność, ale kiedyś wyjdzie szydło z worka, ktoś przyłapie mnie na stosowaniu krytykowanych teraz procederów i będę spalona w sieci. Więc zaprzestanę tego typu wymądrzeń, bo przecież moje dzieci kiedyś urosną i choć teraz wydaje mi się, że na komunię kupię im Biblię w najpiękniejszym wydaniu, może się okazać, że pierwsza ustawie się w kolejce po tablet, quada, albo działkę w Powidzu.

Wśród rodziców bowiem istnieje przekonanie, że zrobiliby dla swojego dziecka wszystko :) tak też my myśleliśmy z mężem...dopóki nie okazało się, że oni marzą o piesku :| pierwsza reakcja była oczywista, no way! Jeszcze psa nam brakuje w tym naszym małym mieszkanku, gdzie z ledwością mieszczą się chłopaki z całym majdanem, my i jeszcze nasza pracownia handmade. Chyba upadlibyśmy na głowę. Oczywiście wizja uszczęśliwienia naszych Skarbów była tak ogromna, że nie powiedzieliśmy NIE, tylko odłożyliśmy spełnienie tego marzenia na potem. Kiedy (może już w przyszłym roku) będziemy mieli wymarzony dom.

Tymczasem pokusiliśmy się o stworzenie produktu zastępczego :) Piesek na szydełku. Co z tego, że na szydełku, co z tego, że z włóczki, jest piesek. Przytulanka piesek Julek (bo takie dostał imię :) , swoiste zastępstwo psa prawdziwego. Jak będą go szanować, to może się doczekają :) Chyba widać, że jest boski. No słodszej maskotki to chyba nie widzieliście :) Jeżeli jesteście w podobnej do naszej sytuacji, że dziecko wierci dziurę w brzuchu o psa, a warunki na to nie pozwalają, spróbujcie naszego produktu zastępczego. Może chociaż na chwilę odwróci uwagę :)

https://www.timosimo.pl/przytulanka-na-szydeku-piesek-julek

Produkty zastępcze ratują życie.
Ja wybrałam z włóczki wicie.
Na szydełku zmajstrowałam
pieska i tak go zaczarowałam,
by każdy z moich chłopaków
zapomniał o żywym psiaku.
Piesek na szydełku zrobił więc robotę,
przytulanka piesek, jeśli masz ochotę
wskakuj na stronę TimoSimo
i kup Pieska Julka nim promocje miną.